niedziela, 5 października 2014

Wycieczka do... Flint, Wielka Brytania


W sierpniu zeszłego roku po raz pierwszy zdecydowałam się na zagraniczną wycieczkę. Chciałam odwiedzić Mamę, która od kilku lat przebywa poza granicami naszego państwa, konkretniej w Walii Północnej. Z racji tego, że podróż miała odbyć się samolotem i to był mój pierwszy lot, zabrałam się z kuzynami, którzy akurat odwiedzali znajomych w miejscowości obok. 


źrodło: Google Maps


Początkowo bałam się lotu samolotem, jednak nie było tak strasznie, jak się spodziewałam. Do Wielkiej Brytanii leciałam wieczorem - widok oświetlonych miast cudowny! Przez całą podróż wpatrywałam się w okienko! Niestety nie udało mi się zrobić zdjęcia - na zewnątrz było zbyt ciemno, natomiast w kabinie świeciło jasne światło. Udało mi się natomiast zrobić zdjęcie podczas podróży powrotnej (warto dodać, że na ziemi lał deszcz!):

źródło: telefon :)

Nie odczuwałam jakichś negatywnych skutków lotu samolotem, nie było mi niedobrze, nie zatykało mi zbytnio uszu, jedynie podczas wznoszenia się, głowa robiła się coraz cięższa i cięższa... Uczucie podobne do kaca :)

Po lądowaniu czekała mnie jeszcze około 1,5 godzinna podróż samochodem z Birmingham do Flint. Miałam to szczęście, że znajomi mojego kuzynostwa przyjechali po nich i mogłam się zabrać z nimi.

Następnego dnia po przylocie rozpoczęłam zwiedzanie miejscowości. Flint to niewielkie miasteczko, według Wikipedii liczy około 11 tysięcy mieszkańców. Znajduje się w odległości około 46 km od Liverpoolu, 22 km od Chester (gdzie urodził się Daniel Craig :))

źródło: Google Maps

Następnego dnia po przylocie rozpoczęłam zwiedzanie. Poniżej mała fotorelacja :)


Flint:

Ruiny zamku we Flint

Ruiny vol. 2


Język walijski jest mega dziwny :)



Jedna z wielu klimatycznych uliczek


Wiele domków wygląda identycznie!


Tu z kolei jakoś tak smutno.






Urzekły mnie te wąskie uliczki i domki. Wszystkie są praktycznie takie same, bardzo łatwo się zgubić na początku, ale po kilku rundkach po mieście już ogarnęłam trasy spacerów:) Domki stanowią typową zabudową tego miasteczka (jak i pewnie większości, o ile nie wszystkich brytyjskich miast). Bloki widziałam tylko dwa, znajdowały się w nich tylko i wyłącznie mieszkania socjalne.

Coś a'la nasze bloki - mieszkania socjalne

Zwiedziłam również Chester, które, jak już wspomniałam, znajduje się 22 kilometry dalej. Z Flint dogodnie można dojechać tam autobusem, który kursuje kilka razy dziennie. Koszt biletu całodniowego to około 4 funty. Autobusik wyglądał tak:


W Chester warto obejrzeć piękną starówkę i znajdujące się na niej charakterystyczne stare brytyjskie domy. W ogóle, dla kogoś, kto był pierwszy raz za granicą wszystko było nowe, ciekawe i warte obejrzenia. Nawet takie coś!



Chester

W drodze do - fabryka Airbusa (konkretnie skrzydeł)

Swojsko!
Ratusz/Komenda Policji

Sławetna czerwona budka :)

Katedra





Sklep z cukierkami



Starówka

Starówka vol. 2

Jest i czerwony autobus :)














Starówka vol. 3
Jeżeli chodzi o ceny - wzięłam ze sobą ok. 40 funtów kieszonkowego i spokojnie mi na wszystko starczyło. Wiadomo, nie szalałam zbytnio podczas zakupów (Primark <3) i generalnie żywiłyśmy się domowymi obiadami. Do kosztów należy oczywiście dodać bilet lotniczy - w granicach 100 funtów w dwie strony (w zależności od tego, w jakim terminie lecimy). Nie płaciłam za pokój, bo mieszkałam u Mamy i szczerze nie mam pojęcia, jakie są stawki w hotelach (jednak są dobre strony rodziny za granicą :D). W każdym razie, gdy chcemy przyjechać na dłuższy czas, na przykład na dwa miesiące do pracy, pokój będzie nas kosztował około 50-60 funtów tygodniowo. Wbrew pozorom jedzenie nie jest tam aż tak bardzo drogie, oczywiście podobnie jak u nas są sklepy tańsze i nieco droższe. Gdy zarabiamy w funtach, nie ma sensu przeliczać tego na złotówki - najlepiej określić, ile możemy kupić za jedną godzinę pracy i dopiero wtedy zrobić porównanie.





2 komentarze:

  1. W Anglii mnie jeszcze nie było. :) Urocze te miejscowości. :) Fajnie, że nie masz problemów z samopoczuciem podczas lotów!! Przydatne to :P. Ja średnio czuję się podczas wznoszenia i znacznie gorzej podczas opadania... no i nie lubię latać nocą. :P Z resztą... ja w ogóle nie przepadam za lataniem :) no, ale jest to takie przyspieszenie podróży, że ciężko zrezygnować. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieporównywalnie skrócenie! Sindbadem (i samochodem) moja Mama jechała coś około 24 godzin, ja sobie w ogóle nie wyobrażam takiego długiego czasu podróży. A samolotem rach ciach, 2 godziny i po sprawie :)

      Usuń