niedziela, 5 października 2014

Wycieczka do... Flint, Wielka Brytania


W sierpniu zeszłego roku po raz pierwszy zdecydowałam się na zagraniczną wycieczkę. Chciałam odwiedzić Mamę, która od kilku lat przebywa poza granicami naszego państwa, konkretniej w Walii Północnej. Z racji tego, że podróż miała odbyć się samolotem i to był mój pierwszy lot, zabrałam się z kuzynami, którzy akurat odwiedzali znajomych w miejscowości obok. 


źrodło: Google Maps

niedziela, 21 września 2014

Zwierzęta w naszym domu

Prawie każdy z nas, będąc dzieckiem, marzył o tym, żeby mieć w domu jakieś zwierzątko. Ja również od zawsze pragnęłam mieć kota. Udało mi się przekonać rodziców do tego, aby pozwolili mi wziąć takowego od koleżanki, której kotka okociła się. Niestety zwierzak był u mnie tylko miesiąc, z racji mojej domniemanej alergii (po której dzisiaj nie zostało oczywiście ani śladu - cóż być może rodzicom odwidział się zwierzak). Po tym czasie miałam kilka chomików, ale marzyło mi się zwierzątko, do którego można się przytulić, pogłaskać, które będzie można obserwować nie tylko w klatce. Zaczęłam zastanawiać się nad królikiem. W galerii handlowej, która znajduje się w moim mieście, w sklepie zoologicznym można było kupić takie małe, słodkie puchate kuleczki. I pewnego dnia, w moje urodziny, pojechaliśmy wraz z Moim M. właśnie do owego sklepu zoologicznego po kłaczate maleństwo.

"A jeść to dasz? Długo jeszcze muszę te słodkie oczka robić?"

wtorek, 2 września 2014

Dżem truskawkowy

Przepraszam za tak długą nieobecność na blogu. Usprawiedliwiam się brakiem czasu (praca i te sprawy) i ogólną niezdolnością do napisania czegokolwiek. Zamysł kuchennej serii na moim blogu powstał gdzieś około czerwca (z tegoż miesiąca pochodzi również robocza wersja posta). W dzisiejszym odcinku prosty przepis na dżem truskawkowy (tak wiem, truskawek już dawno nie ma, jednak przepis jest na tyle uniwersalny, że można zamiast truskawek wykorzystać praktycznie każde owoce.

Krótkim wstępem....

wtorek, 13 maja 2014

Biegamy!

Sezon joggingowy w pełni. O każdej porze dnia na ulicach można spotkać truchtające osoby, w większych grupkach, parach lub samotników. Zgodnie z moim noworocznym postanowieniem, również rozpoczęłam tego typu aktywność. Ponieważ obok mojego domu znajduje się boisko sportowe, doszłam do wniosku, że będzie to świetne miejsce na rozpoczęcie mojej przygody z tym sportem. Jakoś nie przekonuje mnie bieganie po ulicach i przedzieranie się między ludźmi. Poza tym powierzchnia chodnika jest niewygodna, o wiele lepiej biega się na miękkim podłożu. Postanowiłam biegać systemem - 1 kółko pokonuję truchtem, natomiast kolejne marszem, aby uspokoić oddech i tak kolejno. Wykonuję w ten sposób około 4 okrążenia truchtem i 4 marszem. Może nie jest to wyczyn, jednak dzięki temu wracam do domu jeszcze "na chodzie" i nie padam na twarz ze zmęczenia. Mam oczywiście nadzieję, że z czasem ten dystans się powiększy. Aby dokładnie określić, jaką odległość przebiegłam, używam aplikacji Endomondo na Androida. Zapisuje ona dystans, jaki pokonałam i pokazuje mi na mapie, którędy dokładnie biegłam.

piątek, 2 maja 2014

Rowerów miejskich szał...

Powracam na bloga po raz kolejny. W mojej "internetowej karierze" miałam już ich chyba ze 3, jednak po dłuższym czasie, gdy przeglądałam zawarte w nich stare posty, nie byłam zbyt zadowolona. Wydawały mi się infantylne, niedopracowane, nieprzemyślne. Mam nadzieję, że w przypadku mojej najnowszej przygody z internetowym pamiętnikiem będzie wyglądało to inaczej. Liczę również, że ktoś spośród wielu dostępnych, interesujących i na pewno bardziej popularnych blogów, zaciekawi się akurat moim i być może będzie mógł wyciągnąć z niego jakieś praktyczne porady, ciekawe informacje lub też zainspirować się. Nie twierdzę oczywiście, że jestem guru, osobą idealną, której światopogląd jest jedynym możliwym do wyboru. Wręcz odwrotnie. Ja również inspiruję się, staram zapoznać się z poglądami innych, niekoniecznie mogę mieć we wszystkim rację. Na tym blogu chcę pokazać ułamek mojego życia, to, z czym warto podzielić się z innymi, z czego czytelnicy mogą skorzystać lub nawet utożsamić się. Po prostu - zwykłe życie.

Tyle tytułem wstępu. Przechodząc do tematyki dzisiejszego posta - od zeszłego roku (a być może nawet i wcześniej) w moim mieście przybywa pięknych, kolorowych rowerów, niekiedy stylizowanych na rowery holenderskie. Zdaję sobie sprawę, że temat ten był już niejednokrotnie poruszany na różnych blogach, mimo tego chciałabym się podzielić z Wami moimi przemyśleniami w tej kwestii. 

Wraz ze wzrostem temperatury i topnieniem śniegu (co miało miejsce już w lutym), na ulicach przybywa cyklistów. Oczywiście zaraz odezwą się osoby, które cały rok są w stanie jeździć na rowerze, jednak przypuszczam, że część, w tym ja, wolą pozostawić tą aktywność na nieco cieplejszą część roku. Plusów takiej przejażdżki jest mnóstwo - przede wszystkim spalamy kalorie, szybciej docieramy na miejsce, ponieważ bezproblemowo poruszamy się po ulicach. Rowerowa wycieczka za miasto jest także świetnym sposobem na spędzenie wolnego czasu. Dwuślad daje nam również niezależność - nie musimy bezskutecznie wyczekiwać na przystanku na ostatni autobus lub tracić pieniędzy na taksówkę. 

Jeżeli chodzi o możliwość wyboru miejskiego roweru, jest tak wiele różnych rodzajów, kolorów, parametrów, że naprawdę ciężko się zdecydować. Jak to mówią - do wyboru do koloru. Można zdecydować się na rower bez przerzutek, z 3, 7, 10 biegami, o stalowej lub aluminiowej ramie, szerszym lub węższym siodełku, kołami o różnych rozmiarach itd. Ceny również są zróżnicowane, w moim mieście wahają się od około 600 zł do ponad 2000 zł. Oczywiście są one uzależnione od marki pojazdu, materiału, z jakiego jest wykonany, ilości przerzutek, dodatków, takich jak np. amortyzatory, odblaski, stylizowany dzwonek, wentyle, koszyk i wiele, wiele innych. Taką dbałość o detale można zauważyć w rowerach marki Electra (w moim mieście około 2200 zł): http://www.electrabicycle.pl/rowery/cruiser/ 
Piękne rowery ma również Kokkedal:
http://www.kokkedalbicycles.com/pl/site/bicycles

Jeżeli chodzi o mnie, nie jestem zbyt wymagającym użytkownikiem. Przez kilka poprzednich lat jeździłam na starym, za małym rowerze górskim i marzyłam tylko o tym, aby wreszcie usiąść w pozycji wyprostowanej, na wygodnym siodełku, a przy okazji jeździć z lepszym samopoczuciem, z powodu posiadania ładnego roweru (wiem - nie kupuje się roweru ze względu na wygląd, ale chyba każdy chciałby mieć pojazd, który wizualnie mu odpowiada). Zdecydowałam się na wybór roweru w cenie do 1000 zł, moim zdaniem, jest to optymalna cena dla amatora, jeżdżącego jedynie po mieście i ewentualnie na niedalekie wycieczki.


Mój rower to MBM Vera. Ma bardzo duże koła, aż 28 cali (choć może dla mnie wydają się wielkie, ponieważ mam tylko 165 cm wzrostu). Bardzo zależało mi na kolorze pistacjowym z kremowymi lub białymi oponami. Niestety w moim mieście ciężko było je znaleźć i musiałam poprzestać na standardowych. Plusem jest to, że nie będą się brudzić. Podczas jazdy nie odczuwa się w ogóle wielkości roweru, jeździ się nawet o wiele wygodniej niż na mniejszych kołach. Rama jest stety lub niestety stalowa. Przeczytałam, że rama taka lepiej amortyzuje wstrząsy, z drugiej strony  rower jest nieco ciężki, jednak da się go spokojnie przenieść.



Początkowo zastanawiałam się nad tym, czy nie kupić najzwyklejszego roweru bez przerzutek. Jednak po pierwszej jeździe po mieście doszłam do wniosku, że są one niezbędne. Mój pojazd ma 3 tylne przerzutki i myślę, że jak na moje wymagania, to wystarczająca ilość.

Hamulec tylni, jak w większości rowerów miejskich (może nawet i we wszystkich?) znajduje się w pedałach. Myślałam, że ciężko będzie mi się do niego przyzwyczaić, lecz już po pierwszej czy drugiej jeździe hamowanie w ten sposób stało się naturalne. Zależało mi również na szerokim, wygodnym siodełku i takie też mam. Cieszy mnie, że podobnie jak uchwyty kierownicy, jest w kolorze białym.


Koszyk oczywiście był koniecznością. W poprzednich latach, podczas jazdy na rowerze, zmagałam się z fruwającą torebką, o przewiezieniu czegoś większego, czego nie mogłam przewiesić przez ramię, nie było mowy. Co prawda mój koszyk nie jest przymocowany na klips, z którego łatwo byłoby go wypiąć, ale na zwykłe haczyki, jednak jego dużym plusem była cena - około 40 zł, gdzie w innych sklepach proponowano mi koszyki za ~90 zł. Coś kosztem czegoś.

Lampki, czego nie widać na zdjęciach, są na baterie, włączane przyciskiem. Moim zdaniem to lepsze rozwiązanie niż dynamo - wyposażone są one w oszczędne diody LED, świecą jasnym, stałym, światłem.

Jedynym minusem tego roweru jest przeskakująca przerzutka - z 2 biegu na 1. Nie powoduje to jakiegoś strasznego dyskomfortu podczas jazdy, niemniej trochę przeszkadza. Myślę jednak, że to kwestia wyregulowania przerzutki. Niestety, wszystkie wady zakupionych przedmiotów, szczególnie takich jak rower, wychodzą na jaw dopiero wtedy, gdy przyjrzymy im się bliżej dopiero po zakupie.